niedziela, 7 sierpnia 2016

Obrona - 06.08.16

Nasze obozowisko nabrało kształtu. Budowa jest już prawie zakończona. Musieliśmy przejść jeszcze trening z łucznictwa, by wyruszyć na bardzo ważną misję zwiadowczą. W niedalekiej miejscowości zwanej Jarosławiec szukaliśmy wieści od informatorów. Dowiedzieliśmy się bardzo dużo o sekcie, która nas napadła, problem w tym, że prawdopodobnie będą chcieli nas zaatakować. Musimy mieć się na baczności.

Korona Clonmelu

Radagast pokonany, ekwipunek odzyskany. Nowe umiejętności zdobyliśmy , walki na miecze i strzelanie z łuku posiedlismy. Do wyprawy się szykując, ekwipunek wykupujac, zadania na kolejny dzień otrzymalismy, magicznych pism się nauczyliśmy. W hobbicie gry w wolnym czasie gramy, cudowne przygody tutaj mamy.
 
Czarodzieje Śródziemia
 
Dzien rozpoczęła poranna rozgrzewka, z ktorej zostali zwolnieni Rpgowcy i Kolegium Magicum. Pozniej udalismy sie na pyszne sniadanie przygotowane przez pania Helene, ktora laskawie dala nam dodatkowa porcje chleba i wedliny 🙂 Po kontroli czystosci Rpgowcy zachowali status grupy z nieskazitelnie czystymi pokojami. Pomimo fatalnej pogody Rpgowcy udali sie na strzelnice doskonalic umiejetnosci lucznicze. Niestraszne im byly deszcz i wiatr. Pozniej Mistrz Chochlik nauczyl nas tajemnej sztuki kuglarstwa. Na obiad zjedlismy wykwintna strawe( zupe cebulowa i kotlety rybne z ziemniakami). W czasie popoludniowej sesji RPG obozowicze zmagali sie z przerazajacym upiorami z wioski Helio. Po kolacji kontynuowalismy nasze Rpgowe przygody.
Erpegowcy - Jarek Smardzewski

Tego poranka obudziliśmy się odrobinę inaczej niż zwykle, otóż naszą heroiczną drużynę świetlików obudziła jedynie własna wola, gdyż nie było pobudki, z racji tego, że odwołano nam poranną rozgrzewkę. Stało się to za sprawą projekcji filmu poprzedniego wieczoru. Po dobrowolnej pobudce wybraliśmy się na wyprawę po przyzwoity posiłek. Kiedy przeprawiliśmy się przez schody, zamiast przyzwoitej strawy otrzymaliśmy śniadanie. Spędziliśmy tam zbyt wiele czasu, przynajmniej według karczmarki, która swoim donośnym głosem wyprosiła nas. Z lekkim niedosytem powróciliśmy do naszej jaskini nerdów, aby ją wysprzątać przed przybyciem naszego przywódcy, bogatego w wiedzę chochlika. Po widoku naszej jaskini, tak czystej, jak tylko jaskinia może być, uznał, że podzieli się z nami częścią swojej tajemnej wiedzy. Przez następne półtorej godziny uczyliśmy się od niego, jak kontrolować lot strzały chochliczą magią. Wszystkim nauka szła dość płynnie, jednak w pewnym momencie przybył niewielki, rudy jednorożec, przez którego jedna osoba straciła panowanie nad strzałą, więc cała drużyna musiała poświęcić piętnaście minut na poszukiwanie straconej strzały. Potem uczył nas, jak rozproszyć wrogów rozpalonymi z obu stron kijami, jednak nasze narzędzia treningowe, ze względów bezpieczeństwa nie płonęły. Niektórzy opanowali chochliczą technikę tańca z ogniem dość szybko, jednak większość skończyła z wieloma siniakami i guzami. Po lekcji strzelania z łuki i kuglarstwa ruszyliśmy na posiłek, który tym razem odbył się bez potrzeby ingerencji karczmarki. Następnie nasz przywódca otworzył magiczny portal do zupełnie odmiennej krainy, jednak część z nas rozdzieliła się i zagubiła w drodze pomiędzy wymiarami, tak, że jedna grupa wylądowała na dzikim zachodzie, a reszta znalazła się w odległej przyszłości. Wszyscy zmienili swoje imiona, wygląd i całą osobowość. W świecie westernu zostałem okradziony z planów mojej nowej maszyny latającej, napędzanej tamtejszym super wydajnym minerałem. Z moim ochroniarzem, waleczną azjatką i dodatkowym wsparciem, doświadczonym rewolwerowcem ruszyliśmy pomóc biednemu właścicielowi rancza pod Los Angeles, któremu porwano syna, oraz podobno duchy straszyły na jego ziemiach, jednak naszej trójce nie straszne żadne duchy, więc dość szybko zajęliśmy się tą sprawą. Już prawie od razu po przyjeździe na ranczo, odkryliśmy, że zaginiony syn naszego zleceniodawcy chciał dołączyć do szeregów straży wielbionego przez lokalnych pastora, czego dowiedzieliśmy się z listów schowanych w jego pokoju. Jednak w dniu przyjęcia do straży coś spowodowało jego śmierć w panice. Znaleźliśmy jego zwłoki na pobliskim, indiańskim cmentarzu. Całą drogę prześladowały nas szakalopy, czyli istoty, które wyglądają jak króliki jednakże z ich małych, pulchnych, włochatych głównej, wyrasta im para jelenich rogów. Gdzie nie poszliśmy, szakalopy patrzyły na nas z bezpiecznej odległości. W tym czasie, kilka tysięcy lat później, reszta naszej dawnej drużyny walczyła na statku kosmicznym ze strasznym, przypominającym pająka obcym. Po długiej walce katapultowali się na pobliską planetę. W trakcie gwałtownego lądowania stracili przytomność. Obudzili się w ambulatorium wojskowym na planecie Cor. Po wielu godzinach przesłuchań, w obliczu śmierci, memo-kurier postanowił, że wymaże swoje cenne wspomnienia, dla których wojsko było gotowe go zabić. Człowiek, na którym wielka korporacja robiła nie humanitarne testy, przez które zdobył moce psioniczne, musiał udowodnić co umie, aby wojsko wiedziało czego musi ich jeszcze nauczyć. Także pilot statku i jego wspólnik zostali dokładnie odpytani. Po przedstawieniu warunków: albo poddadzą się cyborgizacji i staną się maszynami zagłady jednej z walczących nacji Cor, planety na której zawsze toczy się wojna, albo zostaną zwykłymi obywatelami - żołnierzami na tej planecie. Lark, Alex, Lucas, Keano, czyli bohaterowie tego świata, zdecydowali, że wojsko może wszczepić im każdą modyfikację jaką wojsko uzna za potrzebną. Zostali więc w najbliższym czasie bardzo ulepszeni. Strzelcówi wszczepiono elektroniczne oko z celownikiem. Memo-kurierowi odcięto rękę, a w jej miejsce wstawiono nową, mechaniczną rękę, z wbudowanym zestawem narzędzi. Były pilot został pozbawiony nóg, za to dostał mechaniczne, z generatorem antygrawitacji. Wszyscy dostali także dużo typowo wojskowego sprzętu, typu maska gazowa czy pełne uzbrojenie. Sesja się skończyła i wróciliśmy do naszego świata, porozmawialiśmy z mistrzem w naszym pokoju w świetnej atmosferze.
Maciek K. - Erpegowiec


Sobota upłynęła nam bardzo aktywnie! Rano odbyły się długo przez nas oczekiwane zajęcia z kamuflażu! Po wielu próbach w końcu udało nam się bezszelestnie podejść naszą Mistrzynię! Po południu odbyło się łucznictwo. Jesteśmy coraz lepsi w trafianiu do celu. Wiemy, że prawdziwy Zwiadowca uczy się strzelać nie do momentu, aż zacznje trafiać, ale do momentu aż przestanie chybiać... Zrobimy wszystko, by być w tej trudnej sztuce jak najlepsi. Później ćwiczyliśmy walkę na miecze pod czujnym okiem Mistrza Mikołaja. Wieczorem odbyła się Arena Gier Planszowych. Dzielnie walczyliśmy z wilkołakami grasującymi po mieście...
 
Szkoła Zwiadowców
 






WIĘCEJ ZDJĘĆ https://goo.gl/photos/4bXjipuHoygremDq7



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz